wtorek, 13 sierpnia 2013

Tydzień po hennie

Miał być kolor tygodnia dla paznokci, ale zeszły tydzień minął, lakier mi się starł po intensywnym waleniu w klawiaturę (przed urlopem praca 10 godzin dziennie to norma), więc o kolorze innym razem. Tym razem o kolorze włosów. Tydzień temu robiłam hennę na moich skróconych mocno kłakach. Napisałam wtedy o wspaniałym efekcie, odżywieniu itd. Ale wiadomo - pierwsze wrażenie bywa mylące. Tydzień po farbowaniu można powiedzieć już więcej. Farba drogeryjna po takim czasie spłukałaby się minimalnie, obficie brocząc czerwienią przy każdym myciu. Po Color&Soin śladu już by nie było ;) A henna?


Jeśli chodzi o kolor - nie widzę różnicy. Naprawdę, żadnej! Nie zauważyłam zresztą przy myciu tradycyjnego w moim przypadku zjawiska kolorowej wody. Chwilami woda była lekko żółtawa, ale to zupełnie co innego, niż przy zwykłej farbie. Mam wrażenie, że kolor nieco się wyrównał - odrost mniej się wyróżnia, ale może to tylko moje wrażenie. Nadal jest jednak intensywny - moja mama stwierdziła, że to czerwień, która wygląda naturalnie. Dla mnie to już powoli robi się rudawy brąz, ale podoba mi się. 

Wiadomo, będę czasem tęsknić za wściekłą czerwienią. Ale druga sprawa - efekt odżywienia - jest dla mnie argumentem nie do pobicia, choćby henna miała się spierać z włosów jak drogeryjna farba. Są miękkie, puszyste i mocniejsze. Może to też kwestia odżywiania od wewnątrz, ale chyba nie tylko. Taki efekt zauważyłam dopiero po hennie.

A teraz dwa słowa o fryzurze, czy też jej braku, bo trudno to nazwać fryzurą...
Na pierwszym zdjęciu widać długość. I widać, że to niestety nie ostatnie cięcie, jakie włosy przeszły. Na pasmach z przodu widać jeszcze efekty cieniowania, przez co włosy wywijają się nie w tę stronę, co bym chciała. No i są krótsze - trzeba poczekać, aż odrosną. Aby zejść całkowicie z cieniowania, czekają mnie pewnie jeszcze dwa cięcia do obecnej długości. A potem zapuszczę, żeby mnie miało co grzać w kark na zimę ;)

Nie lubię pokazywać gęby na zdjęciach, więc będą same włosy ;) Światło dzienne, bo z fleszem wychodził zupełnie inny kolor.





5 komentarzy:

  1. kiedyś stosowałam hennę (czy też chnę) przez długi czas. fryzjerka mi jednak odradziła, bo a) nic innego nie chce się przyjąć po tym, b) na dłuższą metę to jednak niszczy włosy, bo "oblepia" je od zewnątrz, blokując dostęp dla odżywek i innych. Ostatecznie fryzjer dokonał zabiegu ściągania resztek henny z moich włosów i używam teraz farb z Joanny - tanio i nie bardziej szkodliwie od Garnieró czy Loreali :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o oblepianiu to mit, częsty wśród fryzjerek ;) Henna jako jedyna "farba" (choć ja już jej farbą nie nazywam) odżywia włosy i to w sposób niesamowity, nie niszcząc :) Poczytaj tutaj - http://www.idaliablog.com/2013/02/wszystko-co-wiem-o-farbowaniu-henna.html
      Joanna ma tanie farby i piękne kolory, ale podobno strasznie wysusza (nie wiem, bo używałam tylko 3 razy - może być prawda, może nieprawda).

      Usuń
    2. Zostałaś nominowana do Liebster Blog.Szczegóły http://wlosycaroline.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html

      Usuń
  2. Myślałam ostatnio o hennie do włosów, ale mój Chłopak kategorycznie zakazał mi choćby minimalnej zmiany koloru... Cóż nie mam wyjścia jak sobie podarować :-) Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń